Czy szkoła jest dobrym miejscem do budowania relacji z dziećmi ze spektrum autyzmu? Na to pytanie próbował odpowiedzieć Adrian Borowik, pedagog, terapeuta, założyciel Przylądka Dobrej Nadziei (przyladekdobrejnadziei.pl) podczas wykładu pt. „Nawiązywanie relacji międzyludzkich – dzieci ze spektrum autyzmu. Jak pomóc dzieciom budować relacje międzyludzkie w środowisku szkolnym”. Wykład odbył się w ramach cyklu bezpłatnych webinarów z zakresu pedagogiki specjalnej, organizowanych przez Instytut Studiów Podyplomowych w Tychach.
– Czy środowisko szkolne jest właściwe do budowania relacji u osób ze spektrum autyzmu? To śliska sprawa… Mimo to ze wszystkich sił postaram się was (rodziców, nauczycieli i terapeutów) wesprzeć w tym temacie – mówił na wstępie mało optymistycznie Adrian Borowik.
Wykładowca większą część wystąpienia poświęcił uzasadnieniu tezy, że dla tworzenia pozytywnych i efektywnych relacji z uczniami ze spektrum autyzmu najważniejsza jest kondycja psychofizyczna oraz emocjonalna dorosłych, którzy ich wychowują i z nimi pracują.
Błędne koło
– Inaczej czujecie się w piątek po południu, inaczej w sobotni wieczór, a jeszcze inaczej w poniedziałek rano. Każdy z tych okresów ma swoją specyfikę. W piątek po południu jesteście wymęczeni całym tygodniem pracy, w którym bardzo wiele się działo… I wtedy przychodzi wyzwanie… Przychodzi rodzic, który ma jakiś kłopot, albo czekają nas wymagające sesje terapeutyczne z dzieciakami… Wtedy jest najtrudniej. Poziom naszej elastyczności, wyrozumiałości, cierpliwości i spostrzegawczości ogromnie spada.
– Mamy bowiem swój rytm. Momenty wzmożonej aktywności i efektywności oraz obniżki formy. Dzieciaki mają podobnie. Janusz Korczak mówił: „Nie ma dzieci, są ludzie”. Tylko młodsi, niedoświadczeni, uczący się tego wszystkiego, co my już wiemy.
– Z kolei przyznawanie się do tego, że w pracy z dziećmi ze spektrum autyzmu brakuje nam cierpliwości (a niecierpliwość często wiąże się z podnoszeniem głosu i okazywaniem gniewu wobec dziecka) może być odczytywane jako oznaka słabości.
. „Nie stanąłem na wysokości zadania”…, a za tym zaraz idzie osąd, a za nim idą kolejne emocje. Błędne koło. Nie chcemy tacy być, ale to się dzieje. Czasem macie prawo do słabości, trudno ciągle wszystko ogarniać i zawsze reagować prawidłowo.
Nieustający park iluzji
– Spektrum autyzmu jest różnie definiowane, ale najczęściej słynną kannerowską triadą [Leo Kanner – amerykański psychiatra dziecięcy – przyp. red.]: zaburzeniami komunikacji, trudnościami w funkcjonowaniu społecznym i występującymi schematami zachowania. To neurorozwojowe zaburzenie powoduje, że system nerwowy działa trochę inaczej niż u większości ludzi. Ja jestem zwolennikiem nurtu, w którym na autyzm patrzy się w szerokiej perspektywie. W tym ujęciu na zachowanie dzieciaków ze spektrum autyzmu wpływa wiele czynników, chociażby to, co jedzą, jak funkcjonują ich organy wewnętrzne, szczególnie cały układ pokarmowy.
– Pomyślcie, o ile trudniej jest być uśmiechniętym, o ile trudniej błyszczeć podczas spotkania w sprawie wymarzonej pracy, ważnego egzaminu, randki, gdy od dwóch tygodni macie zaparcie albo rozwolnienie. Jednym słowem, idziecie w sytuację społeczną, a wasz stan zdrowia fizycznego ma wpływ na to, jak się zachowujecie między ludźmi. Kiedy nasze ciało jest eksploatowane w nadmierny sposób, reaguje nasz system nerwowy. Pozostaje w napięciu.
– Odwiedziłem kiedyś park iluzji. Nie byłem w stanie normalnie tam funkcjonować, zmysły były oszukiwane. Ale ja tam poszedłem dla rozrywki i mogłem wyjść w każdym momencie. Tymczasem dzieciaki ze spektrum mają tak na co dzień i nie mogą wyjść. Światło zalewa je jak potok lawy, a dźwięki atakują jak z megagłośnika. W takich sytuacjach uczniowie autystyczni muszą sobie jakoś radzić, próbują więc obniżyć to napięcie, wyregulować. Często dzieje się to poprzez zachowanie nieakceptowane społecznie.
Najczęstsze pytania – największy kłopot
– Tymczasem najczęstsze pytania od rodziców i nauczycieli brzmią: „Jak ograniczyć to machanie rękami, jak ograniczyć bieganie, bujanie się na krześle podczas lekcji?”. I to jest kłopot, bo rzadko ktoś zadaje pytania: „Skąd to się bierze, dlaczego on to robi? Czy jest coś w mojej postawie, zachowaniu, w moim otoczeniu, w moim słownictwie, co wspiera u niego określony rodzaj zachowań?”.
– W klasach, do których prowadzicie swoje dzieci, w których je uczycie, są niewygodne, twarde krzesła – deski, na których uczniowie muszą siedzieć w bezruchu. Jedyne wygodne krzesło w klasie należy do człowieka, który w każdym momencie może z niego wstać – do nauczyciela. On może gestykulować, machać linijką, uczniowie muszą siedzieć bez ruszania się. Jeśli się ruszają, to przyjmuje się, że nie uważają albo (i) są niegrzeczni.
– Może wasze doświadczenia w kontekście wyposażenia szkoły przyjaznej dla dzieci z autyzmem są inne? Może w waszych klasach są wygodne krzesła, może dyrekcja wymieniła jarzeniówki na oświetlenie LED, może wywietrznik z zapachami z kuchni, na które dzieci z ASD są wrażliwe, jest tak zamontowany, że zapachy nie wdzierają się do klasy? Coś mi jednak mówi, że żyjemy w takiej rzeczywistości, która ma całkowicie w nosie to, co się dzieje z dzieciakami ze spektrum przez sześć, osiem godzin w budynku szkoły. A kiedy ich wyeksploatowany organizm potrzebuje się wyregulować, czyli pobiegać, poskakać, pokrzyczeć, poprzepychać się, to nie wolno.
Cztery strefy komfortu
Podczas wykładu Adrian Borowik omówił model stref regulacji stworzony przez amerykańskiego psychiatrę Daniela Siegela. Opisuje on, jak reaguje organizm dziecka, a także osoby dorosłej, na różne trudności. Wyróżnia cztery strefy komfortu: żółtą, zieloną, czerwoną i niebieską.
– Strefa żółta oznacza ładowanie akumulatorów. Jesteście rodzicami, nauczycielami, terapeutami. Przelewa się wasza „szklanka”, a dzieciaki ciągle do niej dolewają. Zastanawiacie się, co zrobić, żeby przestały dolewać, ale to się nigdy nie stanie… Ciągle nowe wyzwania, problemy, sytuacje. Nie macie wpływu (choć czasem wam się wydaje, że macie) na zachowanie dzieci, szczególnie gdy przestają się bać dorosłych. To zawsze ten mały człowiek podejmuje decyzje. Trzeba więc się zastanowić, co zrobić, aby ulać coś z tej szklanki.
Jedna ze słuchaczek pyta, jak ma to zrobić. Nie wiem, co pani może zrobić. Ja medytuję, chodzę na basen, siłownię, biegam, mniej jem wieczorami, rozmawiam z ludźmi, którzy mnie wspierają, uczę się o swoich emocjach i mam świadomość, że to, co się dzieje ze mną w kontekście emocjonalnym, ma ogromne znaczenie. Analizuję też, w której strefie komfortu aktualnie jestem. Dzielę się tym z najbliższymi. Czasem jest płacz, krzyk…
– Strefa zielona to strefa, w której należy nawiązywać relacje, strefa interakcji, działania i rozwoju. Nam – rodzicom, nauczycielom i terapeutom – powinno mocno zależeć, żebyśmy z dziećmi jak najczęściej spotykali się w strefie zielonej. Trudno jest bowiem o dobry kontakt, gdy jesteśmy w napięciu i stresie. W strefie zielonej możemy stymulować mózg dziecka ze spektrum radością, zabawą, żartami, akceptacją, wyrozumiałością. To trudne, ale ważne.
– Strefa czerwona to czas napięcia, intensywnego przeżywania tego, co się w nas dzieje. Bądź tu cierpliwy, gdy dziecko ze spektrum autyzmu pluje mi w twarz, rzuca teczkami, rozbiera się na lekcji albo wkłada sobie do buzi ziemię z doniczki. Miałem przypadek, że 11-latek rzucał na lekcji kałem… Powtarzam, jak tu być cierpliwym, wyrozumiałym… A jeszcze w głowie kołacze się myśl, że zostaniesz uznany za niewydolnego nauczyciela, albo za takiego zostanie uznany rodzic chłopaka. Bo przecież powinniśmy coś z tym zrobić!
– Co powinienem zrobić (wykluczając związanie tego chłopaka sznurem)? Muszę inaczej na niego spojrzeć. Ten chłopak już niczego się nie bał, był pod ścianą. Jego system nerwowy był już tak wyeksploatowany, że szukał sposobu, aby zaopiekować się sobą w tak absurdalny dla nas – osób neurotypowych – sposób. Najważniejsze jest to, czy wtedy zachowanie tego dziecka biorę do siebie, czy widzę człowieka zagubionego, który dba o siebie, jak umie. Grubsza skóra jest przydatna w tej robocie. Kiedy jestem w strefie zielonej, potrafię sobie to uświadomić.
– Tymczasem w strefie czerwonej panuje nad nami gadzi mózg (część naszego układu nerwowego mózgu odpowiedzialna m.in. za agresję i dominację).
– Przypomnijcie sobie sytuację, kiedy byliście w napięciu, a ktoś do was mówił napiętym tonem: „uspokój się”, „przestań”, „jak ty się teraz zachowujesz”, „nie mów tak do mnie”. To nie powoduje, że ktoś się uspokaja. Tymczasem w szkole często działa system opresyjny, w którym jest nacisk, aby uczeń zachowywał się tak, jak nauczyciel sobie tego życzy.
– A co tak naprawdę oznacza „uspokój się!”? To znaczy zmetabolizuj kortyzol (zredukuj hormon odpowiedzialny za poziom stresu). Co pomaga obniżyć poziom tego hormonu? Ruch, krzyk, płacz, przytulanie, rozmawianie o tym, co się dzieje. Jeżeli dziecko krzyczy do (na) nauczyciela i macha rękami, to standardowo słyszy: „Masz przestać, bo ja sobie tego nie życzę”. A to jest właśnie metabolizowanie kortyzolu.
– Po takim apogeum dziecko przechodzi do strefy niebieskiej – strefy zamrożenia. Niby wszystko jest w porządku. Odpowiada na pytania, wykonuje polecenia, ale kiedy wróci do domu, gdzie otoczenie jest bardziej oswojone, zaczyna być agresywne i autoagresywne.
– Ogrom stresu, jaki przeżywają dzieciaki ze spektrum autyzmu w domach, w szkołach i na terapiach, jest przytłaczający. Zanim zacznie się mówić o tym, jak te dzieci wspierać, najpierw trzeba wiedzieć, dlaczego utrudniamy budowanie relacji z nimi, wywierając presję czy zabraniając im samoregulacji.
– Dla dzieciaków ze spektrum autyzmu ważne są schematy zachowań, ale nam, dorosłym, osobom neurotypowym, też są one potrzebne. Po co? Żeby czuć się bezpieczniej, żeby oszczędzać mózg, żeby za każdym razem się nie zastanawiać: „Co teraz?”. Każdy z nas ma codziennie rutynowe zachowania. Działamy w taki sposób, aby zapewnić sobie przewidywalność w swoim świecie. A świat dzieci ze spektrum autyzmu jest mocno nieprzewidywalny. Mało co zależy od nich. Mają bardzo mało samokontroli w życiu. Mało wpływu na to, co robią.
Sensoryczny armagedon
Podczas wykładu Adrian Borowik postawił istotne pytanie. Stawiają je też inni doświadczeni terapeuci, choć bywa ono odbierane za krzywdzące i kontrowersyjne. Czy zasadne jest wprowadzanie dziecka ze spektrum autyzmu do 20-osobowej klasy?
Innymi słowy, czy każde dziecko autystyczne powinno funkcjonować w szkole integracyjnej? Adrian Borowik uważa, że jeśli dziecko nie jest przygotowane na naukę w szkole, to nie powinno się go tam prowadzić. Najpierw umiejętności komunikacyjne i społeczne powinny być wypracowane w terapii jeden na jeden. To dla dobra tego dziecka i całej klasy. – Jaki sens bowiem ma edukacja i nawiązywanie relacji, skoro 90 proc. zajęć kończy się tym, że ktoś dostanie w głowę albo zostanie pogryziony lub zniszczony zostanie jakiś sprzęt?

W tym kontekście A. Borowik zwrócił uwagę, że większość polskich szkół integracyjnych nie posiada bezpiecznej przestrzeni sensorycznej, która łagodziłaby nadwrażliwość uczniów autystycznych na bodźce zewnętrzne. A przecież do szkół integracyjnych za każdym uczniem ze spektrum autyzmu idzie 5,5 tys. zł miesięcznie subwencji.
– W szkołach integracyjnych nie wyłącza się dzwonków, nie wymienia się jarzeniówek, nie zmienia się firanek ani wykładzin na jednolite, nie montuje się rolet chroniących przed ostrym światłem, nie ma do dyspozycji słuchawek wyciszających czy pomieszczeń do wyciszenia się, nie zarządza się przerw śródlekcyjnych na rozruszanie się. Nie tworzy się też małych grup, nie zostawia się takim dzieciakom więcej czasu na odpowiedzi, na działania. Nie ma na to czasu, bo jest podstawa programowa i papierologia.
– To, co serwujemy w szkołach dzieciakom ze spektrum, w kontekście ich wrażliwości sensorycznej jest czymś, co bardzo mocno eksploatuje ich system nerwowy.
– Moim zdaniem budowanie relacji w szkole jest bardzo trudne. Apeluję do was – rodzice, nauczyciele, terapeuci – pozwólcie dzieciom mieć emocje. Zastanówcie się, czy możecie zrobić coś, żeby nie podsycać ich strachu, złości… Bo póki co – tak mi się wydaje – szkoła w dużej mierze jest po to, by udowodnić uczniowi, że czegoś nie rozumie, i w bardzo dużym stopniu bazuje na strachu.
Oprac. JJ
Adrian BOROWIK
Absolwent Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego, trener, terapeuta, który od lat popularyzuje – zarówno wśród rodziców, jak i terapeutów osób z autyzmem – podejście do terapii wypływające z głębokiej refleksji, akceptacji i wyrozumiałości do drugiego człowieka. Najbardziej interesuje go temat budowania relacji z osobami z autyzmem, przede wszystkim w środowisku domowym, ale też poza nim, np. w przedszkolu, szkole.
Odbył szereg szkoleń organizowanych w USA przez Autism Treatment Center of America oraz The Option Institute, gdzie poznał system terapeutyczny The Son-Rise Program. Ukończył też pierwszy stopień szkolenia Handle i szereg innych. Jest założycielem platformy szkoleniowej Przylądek Dobrej Nadziei. Jest też współfundatorem oraz prezesem Fundacji „Wspaniale, że jesteś…” (wspanialezejestes.pl), która ma na celu przybliżanie informacji o Programie Son-Rise oraz organizowanie szkoleń, warsztatów czy konferencji z udziałem m.in. specjalistów z Autism Treatment Center of America.
W Instytucie Studiów Podyplomowych w Tychach jest wykładowcą specjalności: pedagogika specjalna – edukacja, terapia i wspomaganie osób z zaburzeniami ze spektrum autyzmu.