Przyzwyczajenia, nawyki, nałogi, uzależnienia… Łatwo się pogubić w tym gąszczu pojęć. Nawyki mogą być naszym sprzymierzeńcem w drodze do sukcesu, ale i stać się wrogiem. Jeśli bowiem nie zapanujemy w porę nad szkodliwymi nawykami, możemy wkroczyć w groźną fazę nałogu, później zaś uzależnienia jako smutnego finału przegranych zmagań.
Przyzwyczajenie a nawyk
„Przyzwyczajenie jest drugą naturą” – pisał rzymski myśliciel Cyceron (106–43 p.n.e.). Jest ono rodzajem nawyku, tyle że jeszcze niezautomatyzowanego, nad którym mamy dużą kontrolę. Do przyzwyczajeń zaliczymy np. kupowanie produktów danej marki lub jeżdżenie do pracy utartą trasą. Z kolei nawyk to skłonność do mechanicznego wykonywania jakiejś czynności. Występuje, gdy pojawi się odpowiedni „wyzwalacz”. Inaczej mówiąc, w określonej sytuacji zareagujemy odruchowo zgodnie z wykształconym wcześniej wzorcem.
Nawyk ułatwia nam życie, bo nie roztrząsamy każdorazowo kolejnego ruchu. Codzienne zastanawianie się nad myciem zębów czy parzeniem herbaty kosztowałoby nas dużo czasu i energii. Automatyzacja zachowań umożliwia sprawne działanie. Dzięki niej prowadzimy samochód bez ciągłego przypominania sobie, gdzie znajduje się sprzęgło. Co więcej, nasz mózg uczy się, że jeśli w danym momencie wykonamy konkretną czynność, będzie to nie tylko korzystne, ale i przyjemne. A wszystko według schematu zwanego pętlą nawyku, tj. wyzwalacz – działanie – nagroda. Na przykład: nuda – batonik – satysfakcja.
Nasze życie wypełniają różne nawyki składające się na rutynę dnia. Część z nich jest pożyteczna: ścielenie łóżka, regularne mycie rąk czy rozglądanie się przed wejściem na pasy. Jak twierdził Arystoteles (384–322 p.n.e.), doskonałość nie jest jednorazowym aktem, lecz nawykiem. Jesteśmy tym, co w swym życiu powtarzamy. Tyle że nie wszystkie nawyki nam służą. Bezrefleksyjne leżenie przed telewizorem, objadanie się słodyczami, rytualne narzekanie, podtrzymywanie toksycznych relacji – ta droga wiedzie nas na manowce.
Nawyk a nałóg
Część złych nawyków nie tylko skutkuje pogorszeniem samopoczucia czy wyrzutami sumienia, ale i może prowadzić do czegoś znacznie poważniejszego. Otóż łatwo przeoczyć moment, w którym zachowania nawykowe, pomagające nam zachować komfort psychiczny, przekształcają się w nałóg. Po przekroczeniu tej granicy zawrócenie z obranego kursu nie jest proste.
„Skłonność pokonać jest trudno, ale gdy w nałóg się zmieni” – pisał niemiecki poeta Johann Wolfgang von Goethe (1749–1832). Pojawia się wewnętrzny przymus, czasem tak silny, że wydaje się on nie do przezwyciężenia. W efekcie początkowo niewinny nawyk staje się obsesją nadwyrężającą czyjeś zdrowie, relacje rodzinne i zawodowe. Popadnięciu w nałóg sprzyjają deficyty funkcjonowania społecznego, np. nieumiejętność radzenia sobie z wyzwaniami życia, rozwiązywania konfliktów czy brak asertywności.
W mechanizmie nałogu powtarzanie określonego działania obniża z czasem efekt dostarczanej przez nie przyjemności i przestajemy na nią reagować z dotychczasową intensywnością. Następuje wzrost tolerancji na wpływ bodźca i aby znów poczuć przyjemność, musimy przyjmować coraz większe dawki, bo małe już nie wystarczają. Z nawykami jest inaczej. Przykładowo rytuał mycia zębów nie wymaga poświęcania nań coraz większej ilości czasu czy zwiększania dawki, gdyż nawyk to potrzeba, nie przymus.
Nałóg a uzależnienie
Na pierwszy rzut oka pojęcia „nałóg” i „uzależnienie” wydają się synonimami, jednak zachodzi między nimi istotna różnica. Nad nałogiem, który wiąże się z przymusem psychicznym, jeszcze w pewnym stopniu panujemy. Nałogowiec wykonuje określoną czynność w sytuacjach trudnych, służy mu ona do regulacji emocji. Może to być wypicie dwóch piw na rozluźnienie każdego dnia po pracy. Jest on świadom potencjalnych następstw, a jednocześnie je lekceważy. Nałóg nie od razu prowadzi do uzależnienia. Nawet wcale nie musi to nastąpić, o ile szkodliwe zachowania zostaną w porę powstrzymane.
Tymczasem uzależnienie to przewlekła, wyniszczająca choroba, która objawia się w postaci nie tylko zależności psychicznej, ale i fizjologicznej. W przytoczonym powyżej przykładzie wiązałoby się ono z upośledzoną zdolnością kontroli picia. Mimo że człowiek założył sobie, że wypije tylko dwa piwa, kończy się na liczbie znacznie większej. Tak naprawdę uzależnić się można od czegokolwiek.
Nie tylko od substancji chemicznych, ale i od aktywności w sieci, gier komputerowych, hazardu, jedzenia, pracy – długo by wymieniać. Używki trują organizm. Uzależnienia czynnościowe wprawdzie nie trują, ale mają podobny mechanizm. Ich istotą jest wewnętrzny przymus wykonywania jakichś czynności. Uzależnienie wyniszcza ciało, psychikę i relacje społeczne. Przy pewnej dozie silnej woli nałóg możemy pokonać samodzielnie, co w przypadku uzależnienia jest właściwie niemożliwe.
Zmienić nawyk
Świat współczesny sprzyja słabostkom, jako że wiele dóbr mamy na wyciągnięcie ręki. Warto więc dbać o to, aby nie przekroczyć miary i kontrolować swe nawyki. Choć faktem jest, że jest to zadanie niełatwe w odniesieniu do zachowań odruchowych i nie w pełni uświadomionych.
Kluczowa wydaje się tu sztuka zmiany nawyków, która polega na tym, by zdobyć tę samą „nagrodę” przy podjęciu innego działania. Punktem wyjścia jest ustalenie „wyzwalacza”, czyli okoliczności, w której nawyk dochodzi do głosu. Może nim być określone miejsce, osoba lub stan emocjonalny. Pragnę chwili odprężenia, zatem sięgam po alkohol. W jaki inny sposób mogę osiągnąć ten sam efekt? Na przeszkodzie może stanąć zbyt słaby nowy nawyk, którym pragniemy wyprzeć stary. Zastąpienie piwa wodą będzie raczej bezowocne, bo nie przyniesie „nagrody”, którą daje złocisty napój. Alkohol rozluźnia i wprawia w dobry nastrój, czego nie można powiedzieć o wodzie. Prędzej już pomoże kawa czy guma do żucia.
Zwróćmy jednak uwagę na niezastąpioną w tym względzie rolę sportu. Prócz tego, że ma on korzystny wpływ na zdrowie, pomaga zastąpić wiele złych nawyków, sam też mogąc doskonale pełnić tę rolę. Wysiłek fizyczny, prócz poprawy kondycji i sylwetki, podnosi samopoczucie z uwagi na wytwarzane endorfiny w ludzkim organizmie. Rozluźnia i daje jeszcze więcej energii, co potwierdzi każdy amator nawet tak prozaicznych aktywności, jak jazda na rowerze, jogging czy spacer.
Gdy słabość staje się siłą
Jerzy Górski urodził się w 1954 roku. Z używkami zetknął się już w szkole podstawowej. Najpierw były papierosy, potem płyn Tri oraz klej. W wieku 15 lat sięgnął po morfinę, a kilka lat później – po kompot, zwany polską heroiną. Parokrotnie trafiał do więzienia za kradzieże w szpitalach i aptekach. W roku 1982 usłyszał o Marku Kotańskim. Napisał do niego list i został przyjęty do jednego z ośrodków Monaru, gdzie stałym punktem dnia był trucht na dystansie 1700 metrów. Górski miał z początku problem, by zmusić się do jakiegokolwiek wysiłku. Z czasem jednak zaczął coraz więcej trenować i osiągać znaczące wyniki.
W 1990 roku otrzymał zaproszenie do udziału w Double Iron Triathlon w Huntsville (USA), czyli nieoficjalnych mistrzostwach świata w podwójnym Ironmanie (7,6 km pływania, 360 km jazdy na rowerze i 84 km biegu). Zajął pierwsze miejsce, pokonując dystans w czasie 24 godzin, 47 minut i 46 sekund.
Historią własnego życia udowodnił, że każdy może wygrać ze swymi słabościami. „Kochani, wy nawet nie zdajecie sobie sprawy, co wy potraficie w życiu. Tylko musicie spróbować – każdy z osobna […]. To nie musi być bieganie, to może być pływanie. Po prostu spróbujcie, spróbujcie na przekór, jeżeli przyjdzie wam do głowy coś zrobić, to zróbcie to. Może odkryjecie coś, o czym nie wiecie” – zachęcał.
Jego historia stała się kanwą filmu pt. Najlepszy (2017) w reżyserii Łukasza Palkowskiego.