Kariera, która zaczęła się od dziecięcej pasji

Jako dziecko uwielbiała skakać po drzewach i płotach lub błąkać się po opuszczonych piwnicach w poszukiwaniu skarbów. Dziś jest ilustratorką książek dla dzieci i młodzieży, projektuje plakaty, tapety czy wzory tkanin. Jak twierdzi, to właśnie w dzieciństwie narodziło się jej zamiłowanie do tworzenia obrazów podszytych nutką fantazji. Martyna Nejman opowiedziała nam o swojej pracy i inspiracjach.

– Kiedy postanowiłaś, że będziesz tworzyć ilustracje do książek?

– Moja droga do zostania ilustratorką była trochę kręta. Pomimo tego, że w dzieciństwie spędzałam wiele godzin malując, zawsze postrzegałam to wyłącznie jako pasję, a nie sposób na zawodowe życie. W tamtym czasie, zafascynowana animacjami, głównie produkcjami Disneya, chciałam raczej tworzyć filmy animowane. To były czasy bez Internetu, więc nie dało się po prostu wpisać w wyszukiwarkę „jak tworzyć animacje” czy „jak zostać ilustratorem”, a wiedza na praktycznie każdy temat ograniczała się do zasobów dostępnych w okolicznych bibliotekach i tego, co serwowała szkoła i telewizja.

Pochłaniałam też książki przygodowe. Dlatego w zależności od tego, jaki film obejrzałam lub jaką książkę właśnie przeczytałam, chciałam zostać policjantką, paleontologiem, podróżniczką, odkrywczynią czy poszukiwaczką przygód. Próba przekształcenia dziecięcej pasji w zawód nastąpiła wiele lat później i wymagała wygenerowania ogromnych pokładów wiary w siebie. Było też kilka osób w moim życiu, które mi w tym bardzo pomogły, prawdopodobnie w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy. Czasem po prostu pochwalili któryś z moich rysunków wyciągniętych z szuflady…

Ilustracja z książki „Feathers from above” Kathleen Davis

– Wyobraźnia, talent… Jakie jeszcze cechy predysponują do zawodu ilustratora?

– Nie byłam dziewczynką, która grzecznie bawi się lalkami. Z zamiłowaniem skakałam po drzewach, dachach i płotach lub błąkałam się po starych, opuszczonych działkach, zaglądając do piwnic w poszukiwaniu tajemniczych skarbów. W takich miejscach nawet stara, zardzewiała podkowa potrafiła stać się prawdziwą zdobyczą i pobudzać wyobraźnię. Te wyprawy w szybkim czasie rozwinęły się w zamiłowanie do fantastyki i do tworzenia obrazów podszytych nutką magii. Wiele lat później w moje ręce wpadła Koralina [powieść fantastyczna autorstwa Neila Gaimana z 2002 roku – przyp. red.]. Niezwykła książka, która upewniła mnie, że chcę ilustrować i tworzyć rzeczy mające pobudzać czyjąś wyobraźnię.

– A co z warsztatem? Chodziłaś na zajęcia plastyczne lub jakieś kursy?

– Jeśli chodzi o warsztat, jestem samoukiem po kilku kursach, głównie dotyczących kwestii technicznych, takich jak perspektywa czy projektowanie postaci. Gdy malowałam jako dziecko, rodzice szybko dostrzegli, że przychodzi mi to niezwykle łatwo, więc chodziłam na zajęcia plastyczne i miałam możliwość rozwijania pasji. Dużo później, gdy już wiedziałam, że chcę zajmować się ilustracją zawodowo, spędziłam dziesiątki godzin na warsztatach doszkalających i przed komputerem. Bardzo lubię eksperymentować ze stylem i uczyć się nowych rzeczy, ale ze względu na to, że jestem swoim największym krytykiem, większość z tych szkiców trafia na razie do szuflady. Proces rozwijania warsztatu trwa u mnie bezustannie i mam nadzieję, że nigdy nie przestanę się uczyć nowych rzeczy.

– W jaki sposób tworzysz swoje prace?

– Ilustrację tworzę za pomocą tabletu graficznego podłączonego do komputera. Maluję po ekranie tabletu rysikiem, który wygląda jak długopis, a to, co namaluję, na bieżąco pojawia się w oknie programu graficznego. Taką pracę można później wydrukować. Największą zaletą tej techniki jest możliwość nieograniczonego wprowadzania zmian kolorów, kompozycji, ustawienia postaci i jej proporcji.

Gdy chcę odpocząć od ekranu, wracam czasami do tradycyjnych metod i narzędzi do malowania. Moje ulubione to ołówek oraz suche pastele. Jednak prace komercyjne powstają wyłącznie cyfrowo.

– Jakie było twoje pierwsze zlecenie?

– Pierwszym zleceniem, które pociągnęło za sobą następne, było wykonanie ilustracji do książki Pieśń o Kruku Pawła Lacha. To było w 2017 roku i wtedy jeszcze moja działalność była mocno skoncentrowana na fantastyce i projektowaniu postaci do gier.

Ilustracja Martyny Nejman z książki „Znaki”

– Czy trudno było zdobyć to zlecenie?

– Historia tego zlecenia uczy, żeby regularnie przeglądać w poczcie elektronicznej folder ze spamem, ponieważ wiadomość z propozycją współpracy, którą otrzymałam od warszawskiego wydawnictwa Fantom, właśnie tam wpadła. Znalazłam ten e-mail po jakimś miesiącu i walcząc z poczuciem straconej szansy, natychmiast odpisałam coś w stylu: „Rozumiem, że na pewno znaleźli już Państwo kogoś na moje miejsce, ale może w przyszłości znajdzie się dla mnie jakiś ciekawy projekt”. Na szczęście dano mi szansę zilustrowania książki Pieśń o Kruku. Później, w ramach współpracy z wydawnictwem, zilustrowałam jeszcze okładkę do jednej z książek Adama Podlewskiego oraz dwie okładki magazynu fantastycznego „Fantom”.

– Jak wygląda rytm dnia ilustratorki?

– Ze względu na to, że mam nienormowany czas pracy, muszę mieć wszystko dokładnie zaplanowane. W innym wypadku wciąż jeździłabym na rowerze lub się wspinała [śmiech]. Lubię zaczynać pracę nad zleceniem od rozmowy z klientem. Robię to jeszcze przed podpisaniem umowy, bo to najlepszy moment, aby sprawdzić, czy na pewno jestem najlepszą osobą do tego zlecenia i czy to jest właśnie to, nad czym chciałabym pracować. Tak było na przykład w przypadku Vivai Wiolety Piróg [historia ośmiolatka, który po śmierci mamy wyrusza z tatą na wyprawę do Amazonii, gdzie razem odkrywają tajemniczą tytułową krainę – przyp. red.]. Już czytając pierwszy rozdział, wiedziałam, że chcę zilustrować tę książkę.

Czas, gdy czytam tekst i planuję ilustracje, należy do moich ulubionych. Staram się wtedy znaleźć inspiracje i zrobić jak najwięcej szybkich szkiców. Lubię wówczas być w stałym kontakcie z klientem. Pracuję zazwyczaj w pierwszej połowie dnia, ponieważ wtedy jestem najbardziej produktywna. Wracam do projektów po popołudniowej przerwie na spacer z psem i obiad.

Odkąd aktywnie walczę ze swoim pracoholizmem, poświęcam przynajmniej dwa popołudnia w tygodniu na treningi. Poza tym wszystkim cenię sobie swoje małe, codzienne rytuały. Poranna kawa, spacery z psem czy wieczorne czytanie.

– Jakie są zalety, a jakie wady twojej profesji?

– Jedną z największych zalet pracy ilustratorki jest ogromna swoboda twórcza i to, że w zasadzie mogę sama decydować o kierunku mojej kariery. Zanim zostałam ilustratorką, przeszłam długą drogę, pracując w branży usługowej i handlowej. To jednak nie był stracony czas. Zdobyłam umiejętności związane z organizacją czasu czy konstruowaniem umów. Nie mam też w zasadzie żadnych problemów, jeśli chodzi o bezpośredni kontakt ze zleceniodawcą.

Jeśli już mowa o organizacji czasu pracy, jest to dobry wstęp, aby porozmawiać o minusach… Tu w zasadzie przychodzi mi do głowy jeden, który doskwiera mi najbardziej, ze względu na wspomniane wcześniej skłonności do popadania w pracoholizm. Jest to poczucie, że odpoczywając, marnuję czas, który mogłabym poświęcić na coś produktywnego. Jest to straszne, ponieważ brak odpoczynku sprawia, że staję się nieproduktywna i błędne koło się zamyka.

Od niedawna staram się też wyłączać wszelkie „rozpraszacze”, aby móc wykorzystać czas poświęcony na pracę jak najbardziej produktywnie i dłużej cieszyć się czasem wolnym od wpatrywania się w ekran.

Okładka książki „Vivaja” Wiolety Piróg

– Co uznajesz za swój największy sukces?

– Mam wspaniałą pracę, którą mogę wykonywać w domu. Każde kolejne zlecenie daje mi ogromną radość… Za duży sukces uważam to, że w pewnym momencie swojego życia znalazłam w sobie siłę i motywację, aby całkowicie się przebranżowić i walczyć z całych sił o nową przyszłość. W ogóle gdy spojrzę z dystansu na kilka ostatnich lat, to widzę, że spełniło się wiele moich większych i mniejszych marzeń. Nauczyłam się cieszyć małymi rzeczami, dbać o siebie. Adoptowałam psa ze schroniska, o czym zawsze marzyłam. Zaczęłam się wspinać… Pomimo tego wszystkiego po cichu liczę na to, że ten największy sukces wciąż jest przede mną [śmiech].

– Jakie rady dałabyś młodym ludziom, którzy chcieliby ilustrować książki?

– Gdybym mogła porozmawiać ze sobą na początku swojej drogi zawodowej, dałabym sobie takie rady: Nie poddawaj się, rób to, co kochasz. Poświęć więcej czasu na naukę zagadnień dotyczących praw majątkowych i ich przekazywania oraz wszystkich rzeczy związanych z tym, jak dbać o to, aby stworzyć dobrą, korzystną dla obu stron umowę. Pamiętaj, że nie ma czegoś takiego, jak standardowa umowa; nie bój się pytać, nie zaniżaj wartości swojej pracy, obserwuj i ucz się od ludzi, którzy cię inspirują. Nie zapominaj o odpoczynku i o zdrowym dystansie do tego, co cię spotyka.

Martyna Nejman

Artystka, która skupia się głównie na tworzeniu ilustracji do książek, projektowaniu portretów oraz plakatów. Prace te skierowane są przede wszystkim do młodszego odbiorcy. W jej dorobku znajdują się książki dla dzieci i młodzieży, takie jak: Rabkoland, Recepta na szczęście, Znaki, Feathers from above, Tree full of Wonder, Podwodny świat, W krainie dinozaurów czy Vivaja. Współpracuje z wydawnictwami, korporacjami, twórcami grafik, plakatów, tapet oraz wzorów na tkaniny.

Prace Martyny można zobaczyć na www.artofmartynanejman.pl oraz na Instagramie.

Leave a Reply