
Ukazało się wydawnictwo pt. (NIE)równość płci w języku. Poradnik dla nauczycielek i nauczycieli autorstwa Iwony Chmury-Rutkowskiej i Jolanty Szpyry-Kozłowskiej. Celem książki ma być „budowanie świadomości, jak ważna jest rola języka w edukacji i jak istotne jest stosowanie języka równościowego w szkołach, przedszkolach i innych placówkach oświatowych” – napisał Rafał Trzaskowski, prezydent miasta Warszawy (urząd jest wydawcą poradnika). Twórczyniom zależy w szczególności na propagowaniu i używaniu feminatywów – żeńskich form gramatycznych nazw zawodów i funkcji. Czy jesteśmy gotowi mówić: architektka, naukowczyni, prezydentka, chirurżka, psycholożka? Czy feminatywy są poprawne językowo?
Wydanie poradnika (NIE)równość płci w języku jest wynikiem współpracy przedstawicieli stołecznego ratusza, pełnomocniczki prezydenta stolicy ds. kobiet, należącego do miasta Warszawskiego Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń oraz Warszawskiej Rady Kobiet. Ta ostatnia instytucja kojarzona jest ze środowiskami lewicowymi i feministycznymi, jednak prezydent Rafał Trzaskowski zapewnia we wstępie do poradnika, że jest on wolny od zapędów ideologicznych: „Podstawową funkcją języka, który ma wspierać edukacyjną i społeczną inkluzję [włączanie – przyp. red.], jest łączenie, a nie dzielenie społeczeństw. […] Szacunek należy się bowiem każdemu człowiekowi, niezależnie od jego/jej pochodzenia, płci, koloru skóry, narodowości, statusu majątkowego czy światopoglądu”.
Publikacja Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy i zorganizowana na temat tego wydania konferencja wzbudziła sprzeciw radnych PiS. Według nich feminatywy to sztuczne twory językowe, a ich promowanie jest wpychaniem do szkół ideologii tylnymi drzwiami. Radni dodają, że nauczyciel narzucający dzieciom używanie feminatywów przekracza swoje kompetencje, wchodząc w rolę rodziców.
Stanowisko Rady Języka Polskiego
Temat feminatywów jest na tyle gorący, że już w listopadzie 2019 roku stanowisko w tej sprawie zajęła Rada Języka Polskiego przy prezydium Polskiej Akademii Nauk. We wstępie tego dokumentu czytamy: „Dyskusja o żeńskich rzeczownikach osobowych […] na nowo rozgorzała w mediach oraz w wypowiedziach polityków. Jej temperatura oraz powszechne mieszanie faktów językowych z argumentami społecznymi i ideologicznymi skłania nas do zajęcia stanowiska”.
Rada Języka Polskiego przypomniała, że tak naprawdę dyskusja o formach żeńskich trwa od ponad stu lat. Przeglądając Internet, natrafiliśmy na wycinek artykułu z tygodnika ilustrowanego „Wędrowiec” z roku 1896. Jest w nim mowa o docentce, adwokatce i doktorce prawa.
W swoim oświadczeniu RJP pisze, że na początku XX wieku zwyciężyła tendencja do regularnego tworzenia feminatywów, ale przez cały czas żywa była także przeciwna tendencja – do zaznaczania żeńskości za pomocą rzeczownika pani poprzedzającego formę męską (pani doktor) lub przez związki składniowe typu nasza dyrektor zdecydowała. Ta ostatnia tendencja w drugiej połowie XX wieku stała się zwyczajem językowym, szczególnie w odniesieniu do zawodów nowych, funkcji wysokiego prestiżu.
Zbitki spółgłoskowe
„Jednakże od lat dziewięćdziesiątych formy żeńskie rzeczowników osobowych znacznie się rozpowszechniły; w języku przyjęły się wyrazy socjolożka, polityczka czy posłanka, choć tylko ostatni z nich był obecny, a nawet powszechny w polszczyźnie I połowy XX wieku” – zauważa RJP.
Rada Języka Polskiego uznała, że większość argumentów przeciw tworzeniu nazw żeńskich jest pozbawiona podstaw. Jednakowe brzmienie nazw żeńskich i innych wyrazów, np. pilotka jako ‘kobieta’ i jako ‘czapka’, nie jest bardziej kłopotliwe niż np. zbieżność brzmień rzeczowników pilot (‘osoba’) i pilot (‘urządzenie sterujące’).
RJP argumentuje, że trudne zbitki spółgłoskowe, np. w słowie chirurżka, nie muszą przeszkadzać tym, którzy wypowiadają bez oporu słowa zmarszczka czy bezwzględny (pięć spółgłosek). Nie powinna też przeszkadzać wieloznaczność przyrostka -ka jako żeńskiego z jednej strony, a z drugiej zdrabniającego, tworzącego nazwy czynności czy narzędzi, ponieważ polskie przyrostki są z zasady wielofunkcyjne. Dlatego nie dziwi szczególna popularność jedynego przyrostka wyłącznie żeńskiego -ini/-yni, np. naukowczyni czy gościni.
Nierozstrzygalny spór
Trzeba jednak zaznaczyć – pisze RJP – że tworzenie nazw żeńskich przez zmianę końcówek fleksyjnych, np. (ta) ministra, (ta) doktora, (ta) dziekana nie jest dla polskiego systemu słowotwórczego typowe (wyrazy blondyna, szczęściara są potoczne), a lepsze od niego jest wykorzystywanie tradycyjnego modelu przyrostkowego, czyli tworzenie nazw typu doktorka – bez skojarzeń z potoczną nazwą lekarki. Należy pamiętać, że wciąż dominujący dla większości rzeczowników tytularnych jest zwrot pani doktor, który jest także zrozumiały.
Rada Języka Polskiego twierdzi, że sporu o nazwy żeńskie nie rozstrzygnie ani odwołanie się do tradycji (różnorodnej pod tym względem), ani do reguł systemu. Dążenie do symetrii systemu rodzajowego ma podstawy społeczne; językoznawcy mogą je wyłącznie komentować. Prawo do stosowania nazw żeńskich należy zostawić mówiącym, pamiętając, że obok nagłaśnianych ostatnio w mediach wezwań do tworzenia feminatywów istnieje opór przed ich stosowaniem. Nie wszyscy będą mówić o kobiecie gościni czy profesorka, nawet jeśli ona sama wyartykułuje takie oczekiwanie.
Dlatego Rada Języka Polskiego uznała, że w polszczyźnie potrzebna jest większa, możliwie pełna symetria nazw osobowych męskich i żeńskich w zasobie słownictwa. Stosowanie feminatywów w wypowiedziach, na przykład przemienne powtarzanie rzeczowników żeńskich i męskich (Polki i Polacy) jest znakiem tego, że mówiący czują potrzebę zwiększenia widoczności kobiet w języku i tekstach. Nie ma jednak potrzeby używania konstrukcji typu Polki i Polacy, studenci i studentki w każdym tekście i zdaniu, ponieważ formy męskie mogą odnosić się do obu płci.
Stereotypy i przyzwyczajenia
Autorki poradnika (NIE)równość płci w języku – poradnik dla nauczycielek i nauczycieli – Jolanta Szpyra-Kozłowska, językoznawczyni z Uniwersytetu Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie, oraz Iwona Chmura-Rutkowska, socjolog i pedagog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu – twierdzą, że problem nie leży w samym języku, lecz w przekonaniach, stereotypach, uprzedzeniach i przyzwyczajeniach. Nastawienie do feminatywów wiąże się także z kontekstem społeczno-kulturowym i światopoglądowym. Stosowanie ich ma długą tradycję, były powszechną formą językową. Upowszechnienie używania nazw męskich wobec kobiet nastąpiło w okresie PRL-u.
„Tak naprawdę system języka polskiego daje niemal nieograniczone możliwości tworzenia żeńskich odpowiedników nazw męskich. Z punktu widzenia poprawności języka nie ma przeszkód, by uwzględniać żeńskie odpowiedniki nazw męskich w codziennych rozmowach i formalnym języku szkolnym, takich jak: uczennica, uczestniczka, członkini, olimpijka, nauczycielka, dyrektorka, pedagożka oraz zmniejszać dominację wszystkich form męskich” – przekonują autorki poradnika.
Kobiety o sobie
W publikacji czytamy, że choć ponad 80 proc. osób pracujących w szkołach i przedszkolach to kobiety, nie widać tego w szkolnym języku. „Wciąż słyszymy o dyrektorach szkół, nauczycielach i uczniach. Dlaczego nauczycielka matematyki mówi o sobie: jestem nauczycielem? Dlaczego dziewczynka przekraczająca próg szkoły staje się uczniem? Czy dyrektorka szkoły mówiąca o sobie dyrektor budzi większy respekt?” – pytają autorki.
A jak mówią o sobie kobiety pracujące na uczelniach? W badaniu ankietowym, przeprowadzonym pod koniec 2020 roku udział wzięło 228 nauczycielek akademickich z 15 polskich uczelni. Około 60 proc. z nich używa wyłącznie form męskich (doktor, naukowiec, rektor), 30 proc. żeńskich (doktorka, naukowczyni, rektorka), a 10 proc. wymiennie jednych i drugich. Młodsze kobiety częściej stosują feminatywy niż ich starsze koleżanki, co może wskazywać na pokoleniową zmianę w języku.
Woźna – tak, ale premierka – nie
W poradniku czytamy również, że feminatywy są akceptowane i powszechnie używane, gdy opisują rolę, zajęcie lub zawód cechujący się niskim statusem społecznym (kasjerka, szwaczka); są niskopłatne (woźna, salowa) lub związane z funkcją opiekuńczą (pielęgniarka, niania). Choć żeńskie formy pojawiają się również w przypadku zawodów artystycznych, które mogą być prestiżowe i związane z popularnością (np. poetka, piosenkarka, wokalistka, tancerka).
Autorki poradnika zwracają uwagę, że nikomu nie przeszkadzają takie formy, jak kucharka, gospodyni domowa, opiekunka, wychowawczyni, kosmetyczka, krawcowa, manikiurzystka, służąca, sprzedawczyni, fryzjerka, kelnerka czy pokojówka. Natomiast „sztucznie” brzmią i opór budzą żeńskie formy utworzone od ról, nazw zawodów lub stanowisk cieszących się dużym prestiżem i/lub związanych ze sferą publiczną, władzą i pieniędzmi, a także żeńskie nazwy zawodów wymagających eksperckiej wiedzy i umiejętności, uznawanych dotychczas lub nadal jako typowo męskie: prezydentka, premierka, ministra, prezeska, kanclerka, dyrektorka, polityczka, wyborczyni, burmistrzyni, marszałkini, inżynierka, pilotka, naukowczyni, górniczka, mechaniczka, anestezjolożka, stomatolożka czy biolożka.
Feminatywy trudne do wymówienia?
Co brzmi dziwnie i dlaczego w powyższych formach? – zastanawiają się autorki. „Większość argumentów przeciw tworzeniu nazw żeńskich, takich jak: jednakowe brzmienie nazw żeńskich i innych wyrazów (np. marynarka, pilotka), czy trudne zbitki spółgłoskowe (chirurżka), jest pozbawiona merytorycznych podstaw, ponieważ tego typu słowa funkcjonują w języku od dawna i nie stanowią przeszkody w ich używaniu (patrz) np. męskoosobowe: grafik, pływak, korektor lub „trudne” do wymówienia: zastępstwo, źdźbło, drgnąć, blichtr, barszcz” – czytamy.
Poradnik informuje, że przeprowadzono badania, w których wzięło udział 40 osób. Poproszono je o trzykrotne odczytanie 20 feminatywów uchodzących za trudne do wymówienia, tj. zawierające zbitki spółgłoskowe, takie jak -ktk- (architektka), -rżk- (chirurżka), -trk- (pediatrka), -nktk- (adiunktka). Okazało się, że wszystkie nazwy wymawiane są bez trudu przez prawie 100 proc. badanych, zwłaszcza po dwukrotnym powtórzeniu. Jedynym wyjątkiem była adiunktka, z której wymową nie poradziło sobie 60 proc. osób.
Narysuj naukowca
W innych badaniach, na które powołują się twórczynie poradnika, wzięło udział łącznie 248 uczennic i uczniów z klas I–VIII szkoły podstawowej. Poproszono dzieci o narysowanie portretów ludzi wykonujących podane zawody. W grupie eksperymentalnej rysowano naukowca, a także pilota i policjanta. Grupa kontrolna miała naszkicować osobę, której pracą jest prowadzenie eksperymentów naukowych, która pilotuje samolot, która chodzi w mundurze i łapie złodziei. Jaki był rezultat badania?
Dzieci nie odebrały słów naukowiec, policjant, pilot neutralnie. Aż 80 proc. narysowało mężczyznę. Gdy używano języka inkluzywnego, udział kobiet w przygotowanych przez dzieci rysunkach wzrósł dwukrotnie – z 20 do 40 proc.
„Zmiana języka i sposobu, w jaki mówimy o przedstawiciel/ach/kach określonych zawodów zmienia dziecięce postrzeganie – zwiększa się akceptacja faktu, że w danej profesji może również się spełniać kobieta” – podsumowują autorki poradnika.
(JJ), źródła: (NIE)równość płci w języku. Poradnik dla nauczycielek i nauczycieli
Iwony Chmury-Rutkowskiej i Jolanty Szpyry-Kozłowskiej; stanowisko Rady Języka Polskiego przy prezydium Polskiej Akademii Nauk w sprawie żeńskich form nazw zawodów i tytułów z 25 listopada 2019 roku.